ashyrat - recenzje
Dobry, solidny produkt
Zdecydowanie polecam, dodaje dużo ciekawych kart.
Jak dla mnie ideał :)
Wydaje mi się, że większy wariant pluszowego Cthulhu jest bardziej tulaśny, ale ten maluch również sprawdza się świetnie jako ozdoba biurka czy dodatkowy rekwizyt przy planszówce.
Dobry, solidny produkt
Jakościowo koszulki są bardzo podobne do tych produkowanych przez FFG, a nawet wydają się minimalnie sztywniejsze. Używam je dość intensywnie, a dalej trzymają się świetnie, polecam.
Dobry, solidny produkt
Cenowo i jakościowo bardzo podobne do koszulek FFG, a często o wiele łatwiej je kupić. Polecam.
Dobry, solidny produkt
Mój brat oszalał na punkcie Muchkina dzięki też grze, a ja dalej uważam, że Cthulhu to najlepszy wariant tej kancianki. Jest trochę lepiej zbalansowany niż fantasy (o ile to możliwe w tej serii gier), a niektóre karty naprawdę zwalają z nóg opisami.
Dobry, solidny produkt
Wygodny gadżet, który sprawdza się przede wszystkim, kiedy brakuje miejsca na stole do rzucenia kostkami. Blokuje też "uciekanie" kostek ze stołu przy bardziej energicznych rzutach ;).
Dobry, solidny produkt
Tani i wygodny sposób na przechowywanie żetonów w wielu grach. Świetnie nadaje się do Marvel Dice Masters - kostki mieszczą się idealnie.
Dobry, solidny produkt
Unpleasant Dream nie tylko zwiększa limit graczy o jeden, ale też dodaje do gry dość ciekawą rodzinę. Jeśli komuś spodobał się podstawowy Cthulhu Gloom to zdecydowanie warto zainwestować w rozszerzenie.
Dobry, solidny produkt
Ciekawa karciana, która w śmieszny sposób traktuje interakcje między graczami. Uszczęśliwianie postaci przeciwnika to najgorsze, co może go spotkać, natomiast dręczenie członków własnej rodziny jest obowiązkowe do zwycięstwa. Uniwersum Cthulhu bardzo fajnie pasuje do tej mechaniki, więc jeśli ktoś jest fanem Lovecrafta to jest to pozycja obowiązkowa.
Jedynym minusem jest to, że karty na początku strasznie śmierdzą, bo wydrukowane są na dziwnym przezroczystym plastiku, po kilku grach problem jednak przechodzi.
Jak dla mnie ideał :)
Jedne z moich ulubionych koszulek, grube, solidnie wykonane no i pakowane po 100 sztuk, więc cenowo wychodzą dość atrakcyjnie. Niektórym przeszkadza połyskujące logo Ultra-Pro umieszczone u góry koszulki, ale osobiście jakoś nigdy mi ono nie przeszkadzało w grze ani nie zasłaniało czegokolwiek istotnego na karcie.
Dobry, solidny produkt
Jakościowo koszulki są bardzo podobne do tych produkowanych przez FFG, a cenowo wypadają trochę lepiej. Warto też wspomnieć, że małe koszulki nie mają już tego małego logo Ultra-Pro, które irytuje bardzo wielu kupujących.
Jak dla mnie ideał :)
Fajnie wykonany i spory pluszak, cena troszkę wygórowana, ale z drugiej strony robi świetnie wrażenie jak usadzi się go u szczytu planszy grając w takiego Eldritch Horrora. Mam go już od dłuższego czasu i dalej nie widać po nim śladów użytkowania, polecam.
Co tu dużo mówić Games Workshop każe sobie słono płacić za swoje produkty, ale jak już się to zrobi to po otworzeniu pudełka widać dlaczego cena jest tak wysoka. Space Hulk jest chyba najpiękniej wydana grą planszową jaką widziałam, a wcześniej byłam przekonana, że Eldritch Horror czy Mice and Mystics to klasa sama w sobie.
Zarówno figurki, których detal jest absolutnie powalający jak i elementy planszy wykonane są z naprawdę dobrych materiałów. Każdy korytarz Space Hulka jest inny, ozdobiony klimatyczną grafiką i naklejony na naprawdę pancerny (plastikowany) karton, żeby wytrzymał maksymalnie długo. Sporo grałam w gry z serii D&D gdzie zarówno figurki jak i elementy planszy są dobrze wykonane, ale w tym wypadku SH jest całe kilometry od konkurencji, nawet kostki odlano z porządnego plastiku.
Minusem może być jedynie to, że w przeciwieństwie do innych gier które miałam ta wymaga sporo wysiłku zanim stanie się grywalna. Figurki nie są złożone, tylko umieszczone w ramkach, więc trzeba je samodzielnie wyciąć, a następnie złożyć, co zajmie trochę czasu. Teoretycznie składać można bez kleju, żeby dało się grać, a potem ew. rozłożyć do malowania, ale czasami trzeba się jednak ratować klejeniem bo np. takiemu Bratu Zaelowi ciągle odpadała twarz i wcale nie na widok Genokradów ;).
Co do samej gry, jest bardzo losowa, co jest jej zaletą ale również wadą. Z jednej strony świetnie buduje to klimat desperackiej walki z obcymi, z drugiej dobra taktycznie decyzja może się zemścić tylko dlatego, że rzut kostką nie poszedł jak trzeba. Na pewno przy każdej partii nie brakuje emocji, czy to po stronie obcych, czy Space Marine, co moim zdaniem jest wyznacznikiem dobrej gry. Słyszałam wiele opinii, że Tyranidami gra się nudno i cała zabawa jest po stronie Marinesów, ale osobiście strasznie lubię grać obcymi wszelkiego rodzaju (chociażby w Aliens vs Predator), więc problem ten dla mnie nie istnieje. Polecam nie tylko fanom uniwersum WH40000.
Kupiłam Ashardalona po ograniu Castle Ravenloft głównie po to, by wzbogacić trochę mechanikę gry i nie zawiodłam się. Jeśli chodzi o klimat, jakoś bardziej podobał mi się jednak zamek Hrabiego Strahda von Zarovicha niż klasyczna wioska ze smokiem, ale w przypadku mechaniki od razu widać, że twórcy dodali kilka ciekawych usprawnień wzbogacających rozgrywkę.
Przede wszystkim świetnie sprawdza się losowe zdarzenie wewnątrz lochu, każdy gracz może teraz wylosować kartę z talii zdarzeń, która zawierać będzie jakiś tam mini-quest np. jaśniejący dziwnym światłem portal. W ramach tej samej mechaniki (choć często wynika to ze scenariusza), gracze mogą też trafić do specjalnej części lochu, gdzie wykonać musza ściśle określone cele misji zanim z niej wyjdą. Najczęściej jest to pokonanie jakiegoś potężnego przeciwnika, ale zdarzają się przypadki, kiedy trzeba uratować mieszkańców wioski, zanim wszyscy zostają zabici. Co ważne, kart tych nie da się odrzucić wydajać PD, więc raz wylosowana "przygoda" zostaje na stole aż do wykonania. Zmiany te powodują większą losowość, można grać ten sam scenariusz dwa razy, ale nigdy nie będzie on wyglądał tak samo (moja drużyna np. niemal uratowała wieśniaków przy drugim podejściu, ale ktoś wylosował pojawienie się Ashardalona i piękny czerwony smok zagrodził nam drogę do zwycięstwa ;)).
Bardzo też podoba mi się mechanika drzwi. Czasami otworzenie ich nie powoduje żadnych stuków ubocznych, a czasami wpada się na paskudne pułapki i to akurat jak człowiek chce desperacko uciec do innej części lochu z dala od potworów. Mam też wrażenie, że postacie z Wrath of Arshardalon są potężniejsze od tych z Ravenlofta, ale z drugiej strony jest też dużo więcej zdarzeń losowych niż w poprzedniczce, więc wcale nie czyni to gry łatwiejszą.
Wrath of Ashardalon świetnie się sprawdza jako uzupełnienie Castle Ravenloft (można mieszać płytki, potwory, postacie i pułapki przez co gra staje się ciekawsza). Jeśli jednak miałabym polecić jedną grę serii, to wydaje mi się, że przygody w Ravenlofcie mają po prostu fajniejszy klimat.
Jak dla mnie ideał :)
Castle Ravenloft świetnie sprawdza się jako niezbyt wymagająca planszówka na spotkania towarzyskie. Można pogadać, wypić trochę piwa, pobić potwory i pośmiać się w duchu jak bardzo Pani Fortuna bywa złośliwa ;).
Mechanika gry jest prosta, można się jej nauczyć w 10 min i choć gracze mają bardzo skąpy wachlarz akcji podczas tury (ruch i atak, atak i ruch, dwa ruchy) to na planszy dzieje się tyle niespodziewanych rzeczy, że to aż tak bardzo nie przeszkadza. Zamek Ravenloft to miejsce wyjątkowo nieprzychylne wędrowcom i przez to cały czas trzeba kombinować, aby cała drużyna wyszła z opresji cała, czy to zasłaniając wyjątkowo potłuczonego kolegę własnym ciałem czy też biorąc pułapkę "na klatę" i próbując ją rozbroić w pomieszczeniu gęstym od przeciwników.
Gra jest okropnie losowa, ale ktokolwiek grał w przeszłości w Dungeons&Dragons nie powinien spodziewać się niczego innego. Wszystkie sukcesy rozpatruje się tutaj rzutem kostką i to bardzo dodaje smaczku grze. Nic w końcu tak nie zaskakuje jak wyrzucenie krytycznego 1, kiedy właśnie miało się zadać śmiertelny cios Dracolichowi, by zaraz zostać zjedzonym przez rzeczonego jegomościa. Z tego też powodu jest to gra bardzo trudna, ale znów jest to jak najbardziej OK, bo dobra gra kooperacyjna powinna być trudna, inaczej zbyt szybko się nudzi.
Jednak jedną z największych zalet tej gry jest dla mnie losowo generowany loch. Wiadomo, że płytek jest ograniczona ilość, ale mimo wszystko za każdym razem gra układa się troszeczkę inaczej, przez to nigdy nie wiadomo co się stanie w kolejnej turze i z której strony spodziewać się kłopotów. Losowo generowana plansza ma też tę zaletę, że grę rozkłada się dość szybko, przez co taki nieskomplikowany Ravenloft potrafi wygrać u mnie z ambitniejszymi Posiadłościami Szaleństwa, gdzie plansza układana jest bite 45 min i wszystkich graczy trzeba wygonić do drugiego pokoju.
Bardzo fajnie sprawdza się też "AI potworów" (każdy gracz kontroluje jakąś tam ilość wylosowanych przeciwników), bo znów jest to świetne rozwiązanie na lekkie spotkanie towarzyskie, gdzie wszyscy grają razem przeciw grze, a nie trzeba wytypować Mistrza Gry, który będzie wykonał większość "ciężkiej" roboty.