Jak dla mnie ideał :)
„Dragomino” to nieco urozmaicona wersja zwykłego domina. FoxGames wydało jeszcze „Kingdomino” i „Queendomino”, ale my wybraliśmy wersję ze smokami, ponieważ można w nią grać już od piątego roku życia. Okazało się nawet, że i czterolatek świetnie sobie z nią radzi.
Zasady są prościutkie: każdy dostaje swój kafelek startowy z dwoma rodzajami terenu, 4 płytki terenu oraz kilkadziesiąt smoczych jaj (jajkami do góry). Najmłodszy gracz dostaje jeszcze figurkę smoczej mamy, będzie ona jednocześnie znacznikiem pierwszego gracza. Podczas swojej tury po kolei dobieramy kafelki i jak w standardowym dominie staramy się je przypasować do naszych ziem. Kiedy połączymy ze sobą takie same rodzaje terenu, dobieramy smocze jajo i sprawdzamy, czy jest w nim mały smok, czy pusta skorupka. Jeśli to skorupka, to teraz my dostajemy smoczą mamę. Wygrywa ten, kto na końcu ma najwięcej smoczątek.
I to tyle. Gra jest szybka, prosta i przyjemna. Można rozegrać kilka partii z rzędu. Dla nas idealna na początek planszówkowego popołudnia.
Jak dla mnie ideał :)
Mój syn pokochał „Liska Urwiska”. Tytułowy lisek ukradł ciasto, więc ptasi detektywi muszą go odnaleźć i uratować sytuację. Gracze wcielają się w tych detektywów i współdziałają, aby wygrać.
Zasady są banalnie proste: rzucamy kośćmi i w zależności od tego, czy wypadną nam łapki, czy oczka odkrywamy podejrzanych lub idziemy szukać poszlak. Znalezione poszlaki sprawdzamy w specjalnym urządzeniu, dzięki czemu możemy odrzucić niektórych podejrzanych.
Świetna gra do nauki kooperacji. Graliśmy już setki razy, na szczęście jest krótka i spokojnie można rozegrać kilka partii w ciągu dnia. Co, jak zdążyłam się przekonać, może być zarówno plusem, jak i minusem.
Dobry, solidny produkt
„Patchwork – Edycja Zimowa” to zwyczajny „Patchork” dla dwóch osób, ale z kafelkami w kształcie prezentów. Gra jest bardzo łatwa i polega na takim zapełnianiu swojej planszy, aby pod koniec mieć zakrytą jak największą ilość pól.
Gra jest od ośmiu lat, ale moje dzieci uwielbiają w nią grać już od skończenia lat trzech. Oczywiście gramy na uproszczonych zasadach, ale oni mają z tego ogromną frajdę. Ja też lubię „Patchworka”, jest prosty i szybki, a sporo trzeba pokombinować.
Wizualnie podoba mi się o wiele bardziej niż zwykła wersja, no i foremka do ciastek też się przydała.
Dobry, solidny produkt
„Projekt L” – gra na zasadach tetrisa. Mamy kilka klocków i musimy nimi zapełnić cały kafelek z wyżłobioną figurą. W każdej rundzie mamy 3 ruchy, wśród których są: dobranie elementu, wymiana elementu, ułożenie elementu na kafelku i dobranie nowego kafelka. Gra jest bardzo prosta i przyjemna, o wiele fajniejsza niż myślałam. Zagraliśmy w nią nawet z dziećmi, chociaż na lekko uproszczonych zasadach. Może ją nawet kiedyś kupimy.
W porządku, bez rewelacji
„Od zmierzchu do świtu” – gra deck-buildingowa typu push your luck. Jesteśmy wampirami, które w nocy wybierają się na żer, zbierają łupy, a potem szybko pędzą do zamku, zanim zastanie ich świt. Co mi się w tej grze podobało? Grafiki – lubię taki humor i takie kolorowe obrazki na kartach. Sam temat też na plus (lubię wampiry). Reszta niestety taka sobie. Tras niby jest kilka, ale większością nie opłaca się iść. Nie czułam żadnej rywalizacji, nie miałam wielkiego parcia na skarby. Po prostu wyruszałam, coś zbierałam i wracałam do zamku. Mąż w tym czasie przyjął inną taktykę – wyruszał po różę i ginął gdzieś pod zamkiem. Kiedy udawało mi się wyssać krew z większej ilości ofiar i nazbierać punktów było nawet zabawnie, ale co z tego, skoro szybko wychodziło, że na punkty walczę sama ze sobą. Raz na jakiś czas mogłabym w tę grę kogoś zagrać, ale na pewno jej nie kupię. Zbyt szybko by nam się znudziła.