Paula - recenzje

Recenzja klienta, który nabył ten produkt
Recenzja klienta, który nabył ten produkt

Jak dla mnie ideał :)

Jedna dodatkowa karta - to wszystko. Ale z pingwinami!
A kto by nie chciał pingwinów na Marsie?


Recenzja klienta, który nabył ten produkt
Recenzja klienta, który nabył ten produkt

Dobry, solidny produkt

Bardzo fajna i klimatyczna gra książkowa, zagadki nie za łatwe i nie za trudne - w sam raz na leniwy wieczór :)


Jak dla mnie ideał :)

Zanim zacznę polecać Wam dodatek do Sagrady, powinnam chyba polecić samą Sagradę, prawda? I zrobię to z wielką chęcią, bo jest to zdecydowanie jedna z fajniejszych gier, w jakie ostatnio grałam! 💚

Zadanie jest (niby) proste: ułożyć najlepiej punktowany witraż, który ozdobi bazylikę Sagrada Familia. Trzeba jednak stosować się do rygorystycznych zasad układania kostek, szablonu, a także brać pod uwagę cele grupowe i indywidualne, które mogą dostarczyć wielu punktów.

"Chwała" wprowadza z kolei nowy kolor kostek, nowe cele, dodatkowe zasady umieszczania kostek, karty rozkwitu i pionierów (dzięki nim można zdobyć lub stracić punkty) oraz kilka innych dodatków, które urozmaicają grę!

Rozgrywka w Sagradę pełna jest rywalizacji, a dodatek "Chwała" dzięki kartom pionierów tylko ją podsyca. Jest to też jedna z tych gier, przy których trzeba się nieźle nagłówkować, planować kolejne ruchy i przewidywać zagrania przeciwnika. Myślę, że właśnie za tę konieczność intensywnego myślenia tak bardzo ją uwielbiam!

Na uwagę zasługuje także wydanie: piękne, kolorowe kostki, śliczne witraże i porządnie wykonane elementy.
Jeśli nie znacie jeszcze Sagrady, to zapewniam Was, że jest to totalny planszówkowy must have! A dodatek Chwała sprawi, że rozgrywka będzie jeszcze lepsza! Dwa kolejne dodatki z tej serii (Życie oraz Pasja) wylądowały już na mojej liście do obowiązkowego kupienia!


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

Gdybym miała wskazać grę, która ostatnio najczęściej ląduje na naszym stole, zdecydowanie byłyby to "Mordercze krewetki" 🌈

To prosta i szybka karcianka, w której każdy ruch wiąże się z ogromnym ryzykiem!

Nie znając koloru karty (na rewersie są trzy kolory i tylko jeden pokazuje faktyczny kolor na awersie) musisz zdecydować, czy chcesz przy jej pomocy zdobyć punkty... czy ukraść karty przeciwnikowi! 🌈

Mówiłam, że każdy ruch jest ryzykowny? Jeśli chcesz coś ukraść, ale nie trafisz z kolorem karty, trafia ona do przeciwnika. To, co ukradniesz, w kolejnej turze przeciwnik może Ci zabrać. Jeśli chcesz zapunktować, również możesz nie trafić z kolorem (ale wtedy chociaż karta trafia do Twojego akwarium). Przy tylu kartach w talii nawet nie da się zbytnio analizować kolorów - trzeba po prostu zdać się na intuicję albo łut szczęścia 😅

Chaos, mnóstwo emocji i istna eksplozja kolorów - tak w skrócie można podsumować "Mordercze krewetki". Gdy sięgałam po nią po raz pierwszy, nie spodziewałam się aż takiej miłości. Ta gra okazała się jednak tak uzależniająca, że na jednej rundzie nigdy się nie kończy 😅 Mało tego! Zmodyfikowaliśmy sobie nieco zasady i nie gramy do 15 punktów, tylko lecimy do końca talii - dopiero wtedy podliczamy karty ze stosów punktowanych i wyłaniamy zwycięzcę 😎

Bardzo, bardzo, BARDZO polecam. Jest świetna i idealnie sprawdza się dla dwóch graczy. Ostrzegam jednak, że uzależnia jak mało co! 🌈


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

W porządku, bez rewelacji

Eksplodujące Kotki w wersji Zombie to zupełnie nowa odsłona popularnej gry towarzyskiej. Tym razem w grze pojawia się nowa mechanika: po trafieniu na Eksponującego Kotka przegrywasz... ale nie całkiem! W grze nie ma klasycznych kart Rozbrojeń, a zamiast nich są właśnie Kotki Zombie. Pozwalają one bronić się przed eksplozją, ale także umożliwiają przywrócenie do życia graczy, który już odpadli!

Ogromnie podoba mi się ten pomysł, bo gracz, który odpadnie, nie jest od razu wykluczany. Jego kolejka jest pomijana dopóki nie wróci do gry, ale może się to zdarzyć w każdej chwili 😊

Na plus zdecydowanie oceniam nowe ilustracje utrzymane w tematyce zombiaków! Poprzednie gry z tej serii kręciły się ciągle wokół tych samych ilustracji, więc bardzo podoba mi się fakt, że tym razem są one zupełnie nowe (ale utrzymane w tym samym, pełnym czarnego humoru klimacie) 😁

Gra kończy się, gdy przy życiu zostanie tylko jeden gracz. To niestety powoduje, że w grze dwuosobowej nie ma szansy skorzystać z mechaniki kociaka zombiaka... ☹️ Nie powiem, ogromnie nas to rozczarowało - szczególnie, że do gry dwuosobowej używa się niewielu kart. Przez to rozgrywka jest szybka i nie aż tak emocjonująca jak przy wersji klasycznej, w której talia jest dużo większa.

Ogromnie polecam tę wersję, jeśli będziecie grać w co najmniej trzy czy cztery osoby. Do gier dwuosobowych - absolutnie się nie nadaje, szczególnie, jeśli już macie wersję klasyczną 😅


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Dobry, solidny produkt

"Maui" to przyjemna, prosta i dość szybka gra, która polega na... rozkładaniu ręczników na hawajskiej plaży 🤩

Brzmi uroczo, prawda? Taka właśnie jest ta planszówka! Jej klimat i wygląd powodują, że już po kilku minutach gry miałam ochotę czym prędzej kupić bilety lotnicze na Hawaje (taaaa, chciałoby się... 😝).

Na czym właściwie polega ta gra?

Ręczniki należy układać tak, by połączyć ze sobą co najmniej jeden wzór. Od miejsca połączenia zależy ilość zdobytych punktów. Ważne jest też zbieranie ukrytych pod parasolami bonusów! Kafelki ręczników kupuje się na rynku za piaskowe monety, a punkty oznacza się za pomocą ślicznych muszelek. Dla bardziej wymagających dostępny jest też trudniejszy wariant - z dającymi ujemne punkty krabami 🦀

Dla dwóch osób ta gra jest niestety nieco zbyt szybka - w trybie klasycznym macie co najmniej cztery plansze do rozłożenia, a to tylko po to, żeby pograć sobie dziesięć minut? Z tego większość to podliczanie punktów i dokładanie ręczników na rynek... Dla dwóch osób zdecydowanie polecam tryb rozbudowany - ze zwykłą plażą oraz krabami (takie 2w1). Z kolei w cztery osoby grało się już przyjemniej i - co fajne - nieco dłużej. Było też więcej walk o ręczniki, a samo planowanie kolejnych ruchów oraz zbieranie monet okazało się dużo trudniejsze - co jest dla mnie zdecydowaną zaletą!

"Maui" to przyjemna gra logiczna, która ewentualne niedociągnięcia wynagradza klimatem - trzy minuty gry wystarczą, by przenieść się dzięki niej na gorącą, rajską plażę 🌴


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Dobry, solidny produkt

Jeśli szukacie szybkiej, banalnie prostej, ale bardzo satysfakcjonującej gry dla dwóch osób - trafiliście idealnie! 😊

“Sąsiedzi” to niewielka gra z oferty wydawnictwa Muduko, w której wcielacie się - a jakże! - w dwóch sąsiadów walczących o skrawek pola. Jeden z Was hoduje owce (które mają zagrody w kształcie litery L), drugi z kolei króliki (w długich i prostych zagrodach). Celem gry jest takie ustawienie swoich zwierzaków, by udało się zmieścić na łące jak największą ich liczbę, jednocześnie utrudniając budowanie zagród sąsiadowi. Dodatkowym atutem jest to, że łąkę również buduje się samodzielnie, co rundę, z kafelków w różnym kształcie - przez co za każdym razem jest ona inna i zależy od Waszej taktyki 😁

Muszę przyznać, że jest to jedna z najszybszych gier, które mamy w swojej kolekcji. Rozgrywka trwa dosłownie pięć minut, ale prawda jest taka, że na jednej rzadko się kończy 😅

Ta gra jest z jednej strony bardzo przyjemna - łatwa, urocza i wciągająca. Z drugiej jednak... zdecydowanie należy do kategorii gier "rozwodowych", w której jest także Monopoly. Bardzo łatwo znienawidzić przy niej przeciwnika 😆

Mam też wrażenie, że przez to, że jest tak szybka, ciężko się w nią prawdziwie wkręcić. Nie zmienia to jednak faktu, że polubiliśmy ją i na pewno zagramy jeszcze nie raz. Szczególnie, że ogromnie interesującą mechaniką jest samodzielne budowanie planszy (łąki), będące elementem rozgrywki.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Dobry, solidny produkt

Do niektórych gier muszę się długo przekonywać - inne z kolei już po jednej rozgrywce stają się ulubieńcami. “Gra o mózg” stoi gdzieś po środku. Owszem, już po pierwszej grze uznałam, że jest ona bardzo fajna, ale może nie aż tak, żeby zasłużyć na zaszczytne miano ulubieńca. Do niego troszeczkę jej brakuje 😉

Przede wszystkim jestem ogromną fanką ilustracji z tej gry. Zwierzaki w wersji zombie są mega urocze i za każdym razem na ich widok pojawia mi się uśmiech na pyszczku 💙

Bardzo podoba mi się także mechanika - dokładanie karty większej niż poprzednia wydaje się banalne i czasem faktycznie takie jest (zależy od tego, jak ułożą się karty). Czasami jednak pojedyncza runda trwa i trwa, bo walka jest tak zażarta 😁 To właśnie takie rundy lubię najbardziej - bo dzięki kartom specjalnym, bonusowej kostce i przebiegłości graczy może się w nich wydarzyć absolutnie wszystko 😁

Największym - i właściwie jedynym - minusem gry są Cmentarze. Ja wiem, że pewnie podkopują je jakieś Zombie-Robaki i to przez to są takie chybotliwe, ale no naprawdę - więcej niż trzy karty na Cmentarzu powodują, że przewraca się on na wszystkie strony, odsłaniając przeciwnikom karty nieszczęsnego gracza 🙁

“Gra o mózg” to naprawdę fajna i dynamiczna imprezówka z turbo uroczą oprawą graficzną i przyjemną mechaniką, w której nie brakuje także negatywnej interakcji z innymi graczami (uwielbiam taką!) 😊

Nie będziemy w nią może grać dzień w dzień, ale na pewno co jakiś czas z chęcią wyłożymy ją na stół!


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

Mam ostatnio ogromne szczęście do dwuosobowych gier karcianych. Najpierw "Spór o bór 2", a teraz "Mindbug" - dwie gry strategiczne, których zasady są naprawdę banalne do zrozumienia, a które dostarczają tyle frajdy, że mogłabym grać w nie całymi dniami 😁

"Mindbug" to taktyczna gra, w której przyzywamy stwory, a następnie wysyłamy je do walki z przeciwnikiem. Każdy stwór ma unikalne cechy i umiejętności, które przydają mu się w walce. Kojarzycie grę "Heartstone"? "Mindbug" to taka karciana jej wersja, ale znacznie fajniejsza! 😅

No dobra, ale co to właściwie jest ten Mindbug? Oj uwierzcie, te dwie (a w zasadzie cztery) niepozorne karty mogą spowodować taki plot twist w grze, że złapiecie się za głowę 😁 Dzięki nim możecie podkraść kartę przeciwnikowi i położyć ją w swoim obszarze gry. Niby nic takiego, co? A jednak! Emocje gwarantowane 🔥

Tym, co ogromnie mi się spodobało w tej grze - poza fenomenalną mechaniką - są oczywiście grafiki i same stworki! Psiarłacz skradł moje serce od pierwszej chwili, ale Tygrywiórka, Osasyn czy Słoniornica są równie świetne i nie da się nie uśmiechnąć na widok niektórych z nich 😁

Jeśli uwielbiacie niebanalne gry, przy których trzeba sporo główkować nad strategią i obmyślać taktykę, a które nie raz w ciągu rozgrywki Was czymś zaskoczą - "Mindbug" jest absolutnie idealny. Poważnie, nie znam drugiej takiej karcianki! Jest emocjonująca, niebanalna i na swój sposób wymagająca, a w dodatku dostarcza mnóstwa zabawy i satysfakcji!

Gdy "Mindbug" wylądował na naszym stole po raz pierwszy, od razu rozegraliśmy trzy gry, tak bardzo nam się spodobał. Przez skromność nie dodam, że wszystkie trzy wygrałam!


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

W porządku, bez rewelacji

Uwielbiam paragrafówki - książki, w których samemu można decydować o tym, jak potoczą się losy bohaterów. Gdy więc usłyszałam o grze karcianej, która działa mniej więcej tak jak paragrafówka, nie mogłam się jej oprzeć! Tym sposobem Cartaventura wylądowała w mojej kolekcji 😊

Historia niewolnika o imieniu Bass opowiedziana została na kilkudziesięciu dwustronnych kartach niewielkiego formatu. Fabuła przeplata się w tej grze z kartami mapy, akcji i przedmiotów, co czyni ją jeszcze ciekawszą. Chyba najbardziej spodobał mi się motyw z mapami - podejmowanie decyzji dotyczących tego, w którym kierunku iść i jaki wybór podjąć na końcu ścieżki, przynosiło mi mnóstwo frajdy.

Myślę, że Cartaventura najlepiej sprawdza się jako jednoosobówka. My graliśmy we dwoje, ale po kilkudziesięciu pełnych tekstu kartach czytanie na głos stawało się męczące, a gardło wysiadało. Oczywiście możecie próbować - ze wspólnego podejmowania decyzji i rozważania różnych opcji mogą powstać naprawdę ciekawe dyskusje!

Możecie poznać pięć różnych zakończeń historii Bassa, ale my na przykład trzy razy przegraliśmy w ten sam sposób - więc to nie tak, że grę możecie przejść tylko na te pięć sposobów. Możliwych ścieżek jest wiele, dzięki czemu w grę możecie grać niejednokrotnie i zawsze odkrywać w niej coś nowego.

Chętnie zagram też w inne wersje - czuję, że mogą mi się spodobać jeszcze bardziej. Fabuła tej została osadzona w XIX wieku - w realiach geograficzno-historycznych. Nie są to do końca moje klimaty, więc nie wciągnęłam się w nią aż tak, jak wiem, że bym mogła. Na pewno niedługo do niej wrócę, by poznać inne ścieżki - ale to nie tak, że nieznajomość pozostałych zakończeń spędza mi sen z powiek...


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Dobry, solidny produkt

Jeśli chodzi o planszówki, mój gust jest naprawdę różny. Czasem lubię duże tytuły, które zajmują kilka ładnych godzin i powodują, że mózg po nich wybucha. Innym razem sięgam po błyskawiczną karciankę, w którą gra się trzy minuty z uśmiechem na pyszczku. Prawda jest jednak taka, że nieważne, jakiego typu jest to gra - jeśli występują w niej pieski, jestem stuprocentowo kupiona 🐶

"Najlepsza gra o psach 2" pełna jest psiaków, które trzeba nakarmić. Tylko za nakarmione psiaki otrzymuje się punkty. Dodatkowe dostaje się za zabawki, spacery, cechy charakteru czy zebrane kości. Generalnie im lepiej ma piesek, tym więcej punktów otrzymuje gracz. Sztuczki z kolei umożliwiają dobieranie kart na różne sposoby. Ta mechanika ogromnie mi się podoba! Psiaki można też adoptować ze schroniska, mają wtedy specjalne cechy czy umiejętności 🐶

Dla psiarzy ta gra jest absolutnym must have. Zasady są naprawdę proste, a ilustracje totalnie urocze. Myślę, że bez problemu można grać w nią z dzieciakami (według wydawcy 10+, ale moim zdaniem ograny siedmiolatek też sobie poradzi). Jesteśmy jednak idealnym przykładem na to, że dwójka dorosłych również będzie się przy niej doskonale bawiła! 😁


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

Uwaga uwaga! Właśnie znalazłam swoją nową, ulubioną grę! 😍

“Spór o bór” często przewijał mi się na planszówkowych topkach, ale nigdy nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi. Tak, teraz serdecznie tego żałuję! Na szczęście miałam okazję przetestować drugą część tej gry, która od pierwszej różni się tylko kilkoma kosmetycznymi szczegółami.

No i co?

Przetestowałam, pokochałam i zamierzam polecać ją na prawo i lewo! 🔥

Bez wahania mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych dwuosobowych gier jakie znam. Pominę świetne wykonanie i bardzo ładną oprawę graficzną, chociaż one także zasługują na uwagę. Ale sama mechanika jest tak fenomenalna, że ta niepozorna gra skradła nasze serca już od pierwszej rozgrywki!

Jeśli lubicie taktyczne gry oparte na rywalizacji, polegające na zbieraniu zestawów i wymagające sporo myślenia, “Spór o bór” został stworzony dla Was! 😊

Chociaż zasady wydają się banalne, przy tej grze naprawdę trzeba wysilić szare komórki i na bieżąco opracowywać strategię, przewidywać ruchy przeciwnika czy analizować zużyte już karty. Mimo tego gra jest dynamiczna i uwierzcie mi, nie ma szans, że na jednej partii się skończy! Będziecie spierać się o ten bór przez długie, długie godziny, czerpiąc z każdej rozgrywki tyle samo przyjemności!


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

Czy naprawdę muszę przedstawiać komuś “Dobble”? Ta popularna gra ukazała się już w tylu odsłonach, że naprawdę trudno zdecydować się na jedną. Na szczęście dzięki “Dobble Collector” wybór jest nieco łatwiejszy, bo w opakowaniu znajdziemy nie jedną, a dwie talie kart!

Talia imprezowo-urodzinowa nawiązuje do dziesięciolecia Dobbli - karty z balonami, przysmakami, imprezowymi przebraniami i akcesoriami są pozłacane, przez co prezentują się naprawdę dobrze! Z kolei druga talia jest prawdziwie upiorna, bo nietoperze, potwory, duchy i magiczne artefakty świecą w ciemności!

Sama gra jest banalna, a jej zasady wytłumaczycie znajomym w niecałe pół minuty. Tym, co uwielbiam w grach z serii “Dobble” jest fakt, że można w nie grać z każdym. Kiedyś grałam w edycję Kicia Kocia z czteroletnią kuzynką. Z kolei na jednej z imprez firmowych wraz z całą dorosłą ekipą graliśmy w podstawową wersję przez dobrą godzinę. A w domu przez ostatnie kilka dni regularnie wyciągamy “Dobble Collector”, gdy mamy ochotę na jakąś błyskawiczną grę, przy której jest dużo śmiechu.

Jestem pewna, że pokochacie tę grę za jej prostotę, urocze ilustracje i zabawę, której dostarcza. Ja jestem zakochana w świecącej w ciemności upiornej wersji


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Dobry, solidny produkt

Zbuduj legendarne cesarskie oddziały w tej wielowarstwowej, ciekawej grze strategicznej! 🎲

“Terakotowa armia” to jedna z tych gier, które wyglądają na niesamowicie wielkie, skomplikowane i długie. I chociaż z pierwszą i ostatnią kwestią się zgodzę, bo do gry potrzeba sporo miejsca, a przy pierwszej rozgrywce spędziliśmy aż trzy godziny, to z drugą już nie. Gra wcale nie jest aż tak trudna, jak mogłoby się wydawać, wręcz przeciwnie. Zasady są naprawdę proste, co czyni tę planszówkę przystępną nawet dla mniej zaawansowanych graczy.

O co w niej chodzi? Gracze wykorzystują rzemieślników i artystów (a także dwa koła warsztatu) do zdobywania surowców, tworzenia wojowników i umieszczania ich w mauzoleum. Rodzaj i miejsce ustawienia tworzonych figurek ma ogromne znaczenie, dlatego trzeba opracować sobie dobrą strategię działania. Punkty przyznawane są zarówno za obecność (posiadanie minimum jednego elementu), jak i za dominację (największą liczbę elementów danego rodzaju) - dotyczy to zarówno wojowników, jak i surowców.

Jest to jedna z tych gier, przy których trzeba bez przerwy kombinować, analizować strategię (swoją i przeciwników) oraz planować ruchy na kilka rund do przodu. Układ sił na planszy zmienia się nieustannie, dlatego trzeba mieć oczy dookoła głowy i umysł otwarty na szybkie zmiany decyzji. Chociaż - tak jak pisałam - zasady są proste, to sama gra jest dość wymagająca.

Mechanika bardzo mi się podoba, jestem też zadowolona z wykonania - chociaż mam wrażenie, że kolorowe pionki robotników czy podstawki na wojowników trochę nie pasują do gliniano-brązowych odcieni planszy, figurek i całej reszty. Ale to tylko mała uwaga, która nie wpływa na ogólną ocenę 😅

Samą grę bardzo polecam - “Terakotowa armia” zapewni Wam ciekawą rozrywkę na kilka ładnych godzin i zmusi Was do paru chwil intensywnego wytężania szarych komórek.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

Kafelkowa gra strategiczna, której głównym celem jest ułożenie najlepiej punktowanego pudełka czekoladek? No przyznajcie, że to brzmi świetnie! Szczególnie, jeśli uwielbia się czekoladę 🤤

Nie grałam wcześniej w klasyczną wersję "Azul", ale od dawna miałam tę grę na oku. Dlatego gdy zobaczyłam edycję limitowaną - właśnie tę z czekoladkami - nie mogłam się jej oprzeć 😍

Mechanika tej gry jest bardzo prosta: należy dobrać z jednej fabryki czekoladek wszystkie pralinki danego koloru, a pozostałe odrzucić na środek. Następnie trzeba ułożyć je na liniach wzorów - w przemyślany sposób! Gdy wszystkie pralinki z fabryk zostaną zebrane przez graczy, jedna czekoladka z każdej linii przenoszona jest do pudełka. Gra toczy się aż do momentu, w którym pierwszy gracz ułoży w pudełku pięć pralinek w jednej poziomej linii. Wygrywa jednak ten, który ma najwięcej punktów!

Strasznie podoba mi się wykonanie tej gry. Małe, urocze kafelki z czekoladkami chętnie bym schrupała 🤤 Sama rozgrywka również jest doskonała! Na jednej rundce nigdy się nie kończy, bo gra jest tak przyjemna, że aż żal odkładać ją do pudełka. Trzeba przy niej trochę pokombinować, opracować strategię, ale mimo to jej zasady są naprawdę proste. Ale spokojnie, dla bardziej wymagających stworzony został wariant fabryk specjalnych, który urozmaica rozgrywkę 😊

Myślę, że - chociaż ograliśmy "Azul. Mistrz czekolady" dopiero w grudniu - na pewno wrzucimy tę grę do naszej topki. Dawno nie mieliśmy na stole tak przyjemnej i wciągającej planszówki!

No i te czekoladki... 🤤😍


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Dobry, solidny produkt

“Twilight Inscription” to bez wątpienia jedna z bardziej skomplikowanych gier, w jakie kiedykolwiek graliśmy. Samo ogarnianie instrukcji zajęło nam dobrze ponad godzinę - chociaż gdy już zaczęliśmy grać, wcale nie było aż tak trudno, jak się spodziewaliśmy 😅

“Twilight Inscription” to gra typu "roll-and-write". Co to znaczy? Najpierw rzucamy kostkami, a później - w zależności od tego, co na nich wypadnie - specjalnym suchościeralnym pisakiem zaznaczamy na jednej z naszych planszetek to, co chcemy w danej rundzie zrobić. Może to być podbicie nowej planety, wystawienie jednostki wojskowej, rozwój przemysłu czy zdobycie kapitałów. Każdy ruch powinien być bardzo dobrze przemyślany, co czyni grę jeszcze ciekawszą.

W grze - poza planszetkami - mamy także karty ras, zadań, polityki, reliktów oraz talię wydarzeń, która determinuje, co będzie się działo w danej rundzie. W rozgrywce dwuosobowej ważną rolę odgrywa też arkusz Metacol Rex. A całość sprowadza się do tego, by zdobyć więcej punktów zwycięstwa od przeciwników.

Tak jak mówiłam - z początku instrukcja mnie przeraziła. Na szczęście gra okazała się przyjemna i bardzo ciekawa - trzeba jednak zarezerwować na nią te 1,5 godziny. Mechanika "roll-and-write" jest świetna, nie grałam jeszcze w tak rozbudowaną grę, która by ją wykorzystywała. Warto też zwrócić uwagę na bardzo ładne i solidne wydanie!

Zdecydowanie nie polecam tej gry początkującym graczom. "Twilight Inscription" to już dość wysoki poziom wtajemniczenia. Za to tym, którym takie gry niestraszne, polecam bardzo! Jestem pewna, że docenicie jej mechanikę, a także sam pomysł i wykonanie.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

Przedstawiam Wam grę, w której się ostatnio zakochałam. "Hanabi: wielki pokaz" to świetna gra kooperacyjna, która jest przy okazji mega trudna! I nie chodzi tu o zasady, bo te zrozumiecie w pięć minut, ale o samą rozgrywkę, która wymaga skupienia, dedukcji, logicznego myślenia oraz naprawdę dobrej współpracy z innymi graczami!

Niech ta trudność Was jednak nie zniechęci, bo "Hanabi" to bardzo, ale to bardzo fajna gra! Po prostu przygotujcie się na to, że zdobycie maksymalnej liczby punktów graniczy z cudem! 😅

O co w niej chodzi? Celem gry jest ułożenie pięciu fajerwerków, czyli pięciu zestawów kart w danym kolorze i określonym porządku numerycznym. Każdy z graczy ma przed sobą pięć kart, których nie może podglądać. Skąd zatem ma wiedzieć, którą wyłożyć? Z podpowiedzi przekazanych przez innych graczy! Podpowiedzi mogą jednak dotyczyć albo kolorów ("Tu masz czerwone"), albo wartości ("W tych dwóch miejscach masz czwórki"). Nie można powiedzieć "O, tutaj masz zieloną dwójkę".

Brzmi banalnie, ale uwierzcie, wcale tak nie jest! 😅 Jeśli jednak lubicie wyzwania, ta gra sprawdzi się idealnie! My bawiliśmy się przy niej świetnie i każda rozgrywka kończyła się słowami "dobra, dawaj jeszcze raz" 😆 "Hanabi" dość szybko stało się grą, po którą sięgamy w każdej wolnej chwili!

Wydanie "Wielki pokaz" zawiera także trzy bardzo fajne dodatki. Jeden z nich umożliwia zdobywanie bonusów po każdym ułożonym fajerwerku. Drugi dodaje dziesięć czarnych kart, które nie mają koloru, a trzeci dziesięć tęczowych, które przyjmują każdy kolor - utrudnia to podpowiadanie i zapamiętywanie kart. Gra ze wszystkimi trzema dodatkami jest szalona, ale doskonała!


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

“Tokaido” to jedna z ładniejszych i przyjemniejszych gier, które miałam przyjemność testować w ostatnim czasie.

W trakcie gry wcielamy się w wędrowców pokonujących legendarną Drogę Wschodniego Morza. Na trasie znajdują się przeróżne pola: możemy kupić pamiątkę, odwiedzić gorące źródła, spotkać się z ciekawymi osobami, spróbować regionalnego specjału czy odwiedzić świątynię. Każde działanie przynosi nam punkty, które decydują o tym, kto wygra grę.

Tym, co wyróżnia “Tokaido”, jest między innymi długa, podłużna plansza oraz fakt, że gra nie jest podzielona na rundy. Ruch zawsze wykonuje gracz, którego pionek znajduje się na końcu.

Zasady gry są bardzo proste do zrozumienia i zapamiętania. Nie jest to jednak gra z rodzaju tych niewymagających i nudnych, które nie przynoszą graczom żadnej satysfakcji, a jedynie gwarantują napady ziewania. Oj nie! Podczas gry trzeba trochę pokombinować, obmyślić strategię, analizować ruchy i punkty przeciwników. Nie ma jednak żadnych negatywnych interakcji, a cała rozgrywka przebiega w spokojnej i sympatycznej atmosferze.

Gra jest po prostu przepiękna: elegancka, minimalistyczna i bardzo, ale to bardzo klimatyczna. Zachwyci nie tylko tych, którzy są już zakochani w japońskiej kulturze - wręcz przeciwnie, dzięki tej grze również osoby, które do tej pory nie interesowały się krajem kwitnącej wiśni, zechcą dowiedzieć się o nim więcej. “Tokaido” to jedna z gier, która przez swoje piękne wykonanie bardzo dobrze sprawdzi się również na prezent.

Jestem zachwycona nie tylko wydaniem, ale także mechaniką, koncepcją i regrywalnością “Tokaido”. To jedna z tych gier, które na pewno często będą lądowały na naszym stole.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

No dobra, zacznę od konkretów: ta gra zrobiła u nas totalną furorę! Wyciągnęliśmy ją “tylko na moment”, żeby pokazać znajomym, a skończyło się na kilkugodzinnym turnieju - po którym każdy uznał, że obowiązkowo musi kupić sobie swój własny egzemplarz!

Mogłabym teraz napisać, że nie powinniście tracić czasu - czym prędzej lećcie zamawiać “Klask”! I w zasadzie właśnie to radzę Wam zrobić. Ale zostańcie jeszcze moment, to szybko opiszę Wam, na czym ta gra polega 😀

Plansza, dwa magnetyczne młoteczki, piłeczka, trzy przeszkody i dwa krążki do zaznaczania punktów. Tyle wystarczy, by zapewnić sobie zabawę na wiele godzin! Za pomocą magnesu sterujemy (spod planszy) młoteczkiem i przy jego pomocy próbujemy wbić piłeczkę do bramki przeciwnika - jednocześnie broniąc się przed jego strzałami i unikając trzech białych magnesów, które pełnią rolę pułapek. Punkt tracimy, jeśli przeciwnik trafi do naszej bramki, jeśli nasz młoteczek przyciągnie do siebie co najmniej dwie magnetyczne pułapki, jeśli młoteczek upadnie tak, że nie będziemy w stanie podnieść go przy pomocy znajdującego się pod planszą magnesu lub jeśli wpadniemy młoteczkiem do własnej bramki - rozlega się wtedy charakterystyczny KLASK!

Zasady są banalne, a sama rozgrywka bawi niesamowicie! Co najfajniejsze, ubaw mają nie tylko gracze, ale także ewentualni obserwatorzy. Podczas naszego turnieju emocje sięgały zenitu, piłeczka latała na wszystkie strony, a KLASK rozlegał się co kilka chwil 😀

No to co - nie traćcie czasu i lećcie zamawiać “Klask”!


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jak dla mnie ideał :)

“Splendor: Pojedynek” to gra, która ma szansę trafić do mojej tegorocznej topki! Nie skłamię jeśli powiem, że zwyczajnie się w niej zakochałam i mam ochotę grać w nią bez końca.

Jeśli znacie klasyczny “Splendor”, to “Pojedynek” niczym szczególnym Was nie zaskoczy - owszem, jest kilka nowych zasad, ale główny cel gry jest taki sam: zdobycie jak największej liczby punktów zwycięstwa poprzez kupowanie klejnotów za pobrane w trakcie gry żetony. Brzmi banalnie, ale rozgrywka dostarcza tyle frajdy, że nie uwierzycie mi, póki sami nie spróbujecie zagrać!

W zwykły “Splendor” zagrałam dopiero po tym, jak wielokrotnie ograłam “Pojedynek”. Może nie jestem przez to stuprocentowo obiektywna, ale muszę przyznać, że “Pojedynek” podoba mi się bardziej. Może to przez występującą w tej wersji planszę oraz samą mechanikę pobierania żetonów - trudniejszą niż w klasycznej wersji? A może przez zwoje przywilejów i premie, które urozmaicają rozgrywkę? Albo też ze względu na to, że rywalizacja między graczami jest znacznie bardziej zacięta? Jedno jest pewne - “Pojedynek” zrobił na mnie ogromne wrażenie i cieszę się, że to właśnie tę wersję mam w swojej kolekcji.

Pamiętajcie, że jeszcze nie jest za późno na zakup świątecznych prezentów! Jestem stuprocentowo pewna, że “Splendor: Pojedynek” nada się idealnie - będzie świetnym prezentem nie tylko dla zapalonych planszówkowiczów, ale także dla planszówkowych nowicjuszy!


Losowość:
Interakcja:
Złożoność: